Przychodnia dla Zwierząt

Tomek wygrał po polskiemu

Proszę Szanownych Państwa, w 1988 roku spędziłem wakacje z kolegą Tomkiem. Tomek jest do tej pory właścicielem sklepiku warzywnego w Warszawie. Na co dzień posługuje się gwarą praską, a także gwarą giełdy warzywnej. Według Tomka, Tomek handluje jabłkiem, porem, selerem, winogronem, ziemniakiem, pomidorem, śliwką... Mimo że Tomek skończył odpowiednie szkoły, nigdy nie wykroczył poza liczbę pojedynczą. Moje polonistyczne "flaki" skręcały się z bólu, ale co tam, Tomek fajny chłop. Minęło 21 lat i podczas weekendowych zakupów na półkach sklepowych widzę następujące nazwy soków: jabłko, pomarańcza, wiśnia, czarna porzeczka, aronia. Oczom nie wierzę, że wszystkie koncerny owocowo - warzywne tak nazywają swoje soki jabłkowe, pomarańczowe, wiśniowe, z czarnej porzeczki czy z aronii. Aliści jest u nas ustawa o ochronie języka polskiego.

USTAWA z dnia 22 lipca 1999 r. o języku polskim

Język polski jest dobrem kultury narodowej i wyrazem narodowej tożsamości.

Ochrona języka polskiego jest obowiązkiem wszystkich organów Rzeczypospolitej Polskiej i powinnością jej obywateli. Ludzie, szanujmy to, co jest i być musi. Coraz mniej Polski w nas, niestety.

Szanowni Państwo, odkąd NGP publikuje moje felietony, staram się nie kaleczyć Waszych oczu slangiem medycznym. Często muszę używać języka fachowego, ale w nim odmieniam przez przypadki, nie używam słów "wziąść", "w każdym bądź razie", "poszłem", "włanczam", "wyłanczam".

Zamiast krótkiego wykładziku o chorobach zwierząt, chciałbym tym razem opisać anegdotę z profesorem warszawskiego wydziału weterynarii Stanisławem Piwowarskim w roli głównej. Urodzony w 1907 roku, posługiwał się piękną, aczkolwiek szczególną polszczyzną. Rogowe okulary, marynarka z kamizelką, pod szyją muszka niech dopełnią obrazu profesora. Pewnej wiosny wraz z grupą studentów spacerował po Puszczy Kampinoskiej. W poszukiwaniu ładnych widoków i żyjących tam zwierząt zszedł z oznaczonych ścieżek i zgubił drogę powrotną. Po kilku godzinach znalazł się na skraju lasu i zobaczył chodzącego za ciągnionym przez konia pługiem chłopa podczas wiosennej orki. Wyprzedził studentów, idąc szybko przez bruzdy zapytał rolnika w ten oto sposób: oraczu polski, kędy ta droga wiedzie? W odpowiedzi usłyszał sp... mi z pola (tzn. niech pan szybko odejdzie i nie przeszkadza w pracy - tylko, że w jednym słowie). Studenci zaczęli podśmiewać się z zaistniałej sytuacji, a niewzruszony profesor, odwrócił się do nich i powiedział: toż to cham, a nie oracz polski.

Możemy ciężko pracować i gubić się w lesie, ale przy szklaneczce soku pomidorowego w naszych kuchniach niechaj leżą smaczne ziemniaki, pory, selery, śliwki i wszelakie dary pól i lasów w liczbie takiej, w jakiej są. W mnogiej.


Przychodnia dla Zwierząt
lek. wet. Zygmunt Kosacki
4707