Prosto z mostu

Polowanie na dorsze


W czwartym roku urzędowania minister Julia Pitera ujawniła swoje opus magnum: ustawę o unikaniu konfliktu interesów, czyli tak zwaną ustawę antykorupcyjną. Projekt jest na etapie uzgodnień międzyresortowych, ale już dziś wiadomo, że odpowiada starej zasadzie Soso, iż ściganie korupcji narasta w miarę budowy demokracji. Nasi liderzy muszą mieć kogo wskazywać obywatelom jako źródło wszelkiego zła. Dlatego przepisy antykorupcyjne według minister Pitery mają objąć nie - jak obecnie - 420 000, lecz 750 000 urzędników. Każdy z nich będzie się musiał wyspowiadać w sprawie zatrudnienia w administracji swoich dzieci, wnuków, rodziców i teściów. Ta sprawozdawczość w sumie obejmie więcej osób niż Narodowy Spis Powszechny.

Podejście pani Pitery do tematu konfliktu interesów najlepiej ilustruje proponowany przez nią przepis ograniczający możliwości zasiadania funkcjonariuszy publicznych w organach spółek Skarbu Państwa i samorządu do jednej spółki. Innymi słowy, jeden urzędnik będzie sobie mógł dorobić najwyżej w jednej radzie nadzorczej. Wydawałoby się, że spółki, których z jakichś względów nie sprywatyzowano, powinny być objęte profesjonalnym nadzorem właścicielskim Skarbu Państwa i być kontrolowane przez rady nadzorcze, składające się z zawodowych audytorów z zasobu kadrowego państwa; z natury rzeczy każdy audytor zajmowałby się co najmniej kilkoma spółkami. Takie pomysły pani Julii są obce. Chodzi tylko o to, by urzędnicy zbytnio się nie nachapali, bo według niej głównie tym się zajmują.

Polowanie na czarownice musi trwać. Właśnie kończy się, po siedmiu latach, proces byłego prezydenta Warszawy Wojciecha Kozaka w sprawie miejskiej spółki Sedeco. Absurdalne oskarżenie o niegospodarność wyprodukował, podobnie jak dwieście innych, jego następca Lech Kaczyński, przy aplauzie "Gazety Wyborczej" i liderów Platformy Obywatelskiej ("sitwa panuje w Warszawie"), zadowolonych, że mogą w ten sposób pozbyć się z partii zwolenników Pawła Piskorskiego. Dziś "Wyborcza" małymi literami, na siódmej stronie stołecznego dodatku, informuje: "Prezydent oskarżony w aferze, której nie było". Nie było żadnej afery, ani sitwy, ani układu, była brutalna walka o władzę dla braci Kaczyńskich i Donalda Tuska.

Prezydentowi Kozakowi, dziesięć lat temu uważanemu za jednego z najzdolniejszych i najpracowitszych samorządowców w Warszawie, złamano karierę i zniszczono kawałek życia. Dziś można mu zacytować słowa, którymi pewien ubek w latach pięćdziesiątych pocieszył ledwo żywego aresztanta, przesłuchiwanego na Koszykowej. Podszedł z nim do okna i wskazując przechodniów rzekł: "Ty to już masz za sobą, ich to dopiero czeka..."


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4841