Z cyklu: Patroni naszych ulic i placów

Plac im. Weteranów 1863 roku


Pamiętam moje zdziwienie, gdy - jako piętnastoletni chłopak mieszkający "od zawsze" na Pradze - zauważyłem, że skrzyżowanie to nosi dumną nazwę placu im. "Weteranów 1863 roku". Większość z nas mówi o nim: "miśki", "obok szpitala praskiego" (ewentualnie " szpitala Przemienienia"), "przy katedrze św. Floriana". Nawet przystanki autobusów nazwę swą zawdzięczają misiom baraszkującym w kamienistym wybiegu. Zresztą miejsce to tylko z największą dozą dobrej woli można by było nazwać placem. Plac bowiem - według słownika języka polskiego - to "duża, wolna przestrzeń w mieście, powstała najczęściej przy zbiegu lub skrzyżowaniu ulic, zwykle otoczona zabudową architektoniczną". A co my tam mamy? "Węzeł komunikacyjny" to skrzyżowanko uliczki Sierakowskiego z aleją "Solidarności", "duża wolna, przestrzeń" to podjazd pod szpital i betonowy ogródek katedry, a z "zabudowy architektonicznej" pozostał jedynie półokrągły budynek szpitala, i - jakby ukosem ustawiony - gmach katedry.

Ostatnie zdanie powinno naprowadzić Czytelników na właściwy trop. Otóż po tej stronie "Solidarności", gdzie dziś rozpościera się Park Praski, była druga część placu. Eleganckie wejście do lunaparku, kino, sala teatralna, jaszcze przed wojną sprawiały, że nasz praski plac przypominał swoim wyglądem zabudowany dookoła, śródmiejski "Plac Zbawiciela". Podobieństwo było tym większe, że z naszego placu rozchodziło się promieniście siedem uliczek! Dziś, większość z nich jest małymi alejkami w Parku Praskim i... w parku przyszpitalnym.

Jak widać, historia samego placu jest bardziej skomplikowana niż to się wydaje. Tak samo jest z jego nazwą. Dziś bowiem plac im. "Weteranów 1863 roku" zdaje się czcić nieudany zryw narodowy z połowy zeszłego stulecia. Jednak sześćdziesiąt pięć lat temu wymowa tej nazwy była trochę inna.

Tuż po odzyskaniu w 1918 roku niepodległości, prym w Rzeczypospolitej wiedli poznaniacy i krakowianie ze swoim racjonalnym podejściem do życia, historii i polityki. Mieli oni bardzo naukowe podejście do wszystkiego, tak, że nawet działalność Józefa Piłsudskiego w latach pierwszej wojny światowej została uznana z "awanturę gówniarzy" - ślad tego jest chociażby w "Marszu Pierwszej Brygady", gdzie legioniści śpiewali: "Krzyczeli, żeśmy stumanieni, nie wierząc nam, że chcieć to móc!". Gdy w 1926 roku, do władzy powrócił Marszałek Piłsudski wraz ze swoimi legionowymi towarzyszami, zmieniła się nie tylko wizja polityki zagranicznej i wewnętrznej, ale m.in. także styl życia i wychowania młodzieży. Tym razem nacisk położono na patriotyzm, uczucia i gotowość do walki za wszelką cenę. Poprawiano programy nauczania, datkami pieniężnymi wspierano artystów promujących odpowiednie wartości, obierano nowych patronów, zmieniano nazwy ulic i placów. Jednym zdaniem - działo się wówczas to, co u nas w minionym dziesięcioleciu.

Największym symbolem patriotyzmu i walki o wolność ojczyzny zostali w latach dwudziestych i trzydziestych weterani Powstania 1863 roku. Wówczas byli oni prawdziwymi starcami - działo się to siedemdziesiąt lat po tamtych wydarzeniach. Jednak władze II Rzeczypospolitej czciły ich jak prawdziwych bohaterów. Wszyscy "Weterani 1863 roku" zostali nagrodzeni najwyższymi polskimi odznaczeniami wojennymi, zostały im przyznane specjalne renty, każdy z nich mógł ubierać się w specjalny, granatowy mundur "Powstańca 1863 roku". Noszenie munduru było nie tylko honorem (salutować weteranom musieli policjanci, żołnierze, a nawet generałowie i Marszałek), ale i prawdziwą wygodą - wszędzie ustępowano miejsca, a biurokraci stawali się mniej zasadniczy. Dwieście metrów od naszego placu (który wówczas nosił manio placu Zygmuntowskiego) swoją siedzibę miał Dom Weterana Powstania 1863 roku. A jedną z lepszych praskich szkół podstawowych, SP nr 30 przy ulicy Kawęczyńskiej też nazwano tym imieniem. Marszałek Piłsudski honorował Powstańców 1863 roku, nie tylko z przyczyn politycznych. Była to także nagroda za ich poświęcenie. Gdy w styczniu 1863 roku rosyjscy zaborcy nakazali brankę i wcielenie kwiatu młodzieży polskiej do armii carskiej (a "w kamasze" szło się wtedy na dwadzieścia pięć lat) ta uszła do lasów, gdzie założono oddziały partyzanckie. 22 stycznia 1863 roku w całym zaborze rosyjskim jednocześnie, partyzanci zaatakowali wojska rosyjskie. Wkrótce okazało się, że Rosjanie trzymają się tylko w większych miastach, wsie i lasy były pod władzą powstańców. Wtedy politycy carscy postanowili dokonać uwłaszczenia chłopów. W ten sposób wbito klin pomiędzy szlacheckie oddziały powstańcze, a utrzymujących ich chłopów. Po półtorarocznych walkach oddziały partyzanckie rozbito, powstańcy zbiegli zagranicę lub zostali wyłapani przez Rosjan i współpracujących z nimi polskich chłopów. W ten sposób upadło powstanie styczniowe, a powstańcy zostali zesłani na Syberię, skąd wielu z nich wróciło dopiero po dwudziestu kilku latach (a wielu tam znalazło swój grób). W dodatku w samej Polsce, krótko po Powstaniu odezwały się krytyczne głosy, potępiające zarówno sam pomysł powstania, a w szczególności jego uczestników. Powstańcy styczniowi odzyskali dobre imię dopiero w II Rzeczypospolitej, a plac im. "Weteranów 1863 roku" jest tego symbolem.

T. Pawłowski
7127