Oskarżam

W krytyce Prawa i Sprawiedliwości przodują dziś ci, którzy do stanu zwanego IV Rzecząpospolitą doprowadzili. To liderzy Platformy Obywatelskiej w kampanii wyborczej 2005 roku mówili o "przyjaciołach z PiS", a kandydat na prezydenta Donald Tusk publicznie deklarował chęć rezygnacji na rzecz tak świetnego konkurenta, jakim jest Lech Kaczyński. To Platforma, pozująca dziś na lidera walki z IV RP, w 2006 roku głosowała w Sejmie za powołaniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego z Mariuszem Kamińskim na czele. Projekt ustawy był tak skonstruowany, że w momencie głosowania wiadomo było, kto zostanie szefem Biura. Czy któryś z liderów PO nie znał wcześniej braci Kaczyńskich albo Mariusza Kamińskiego?

Platforma miała też pełną wiedzę o laboratorium IV Rzeczypospolitej, jakim był warszawski ratusz kierowany przez Lecha Kaczyńskiego w latach 2002-2005. Znana była panująca tam nieudolność i rozrzutność, afery, nepotyzm i szukanie haków na konkurencję. Z tego ostatniego liderzy Platformy byli jednak nawet zadowoleni. Mogli przyglądać się biernie zza rzeki, aż Kaczyński rozprawi się z ich wewnątrzpartyjną opozycją.

Działalnością Lecha Kaczyńskiego w stolicy zachwycali się również dziennikarze gazety kreującej się dziś na głównego obrońcę demokracji. Nie przeszkadzało im wówczas niszczenie pracowników ratusza. Retoryką Kaczyńskiego byli zaczadzeni jak większość mieszkańców miasta. Jeszcze niedawno gazeta ta opublikowała artykuł o nowym ministrze spraw wewnętrznych. Władysław Stasiak zaczynał rzekomo karierę jako bezpartyjny urzędnik NIK, którego dostrzegł i awansował ówczesny prezes Izby Lech Kaczyński. A było dokładnie na odwrót: Stasiak był działaczem Porozumienia Centrum, którego Lech Kaczyński zatrudnił w NIK, a potem w ratuszu jako wiceprezydenta. Czy ktoś tego nie wiedział? Prezydent jednak tyle razy powtarzał, że jego współpracownicy są apolityczni, iż dziś dziennikarze nie są w stanie napisać inaczej.

Większość antykaczystów powtarza za Jarosławem Kaczyńskim, że Jarosław Kaczyński jest przynajmniej uczciwy. Czy uczciwością jest tylko brak pieniędzy na własnym koncie bankowym? A czyż w skład uczciwości nie wchodzi rzetelność i prawdomówność? I po co właściwie Jarosławowi Kaczyńskiemu pieniądze, skoro od 1990 roku zawsze miał do dyspozycji gabinet z sekretarką oraz luksusowy samochód służbowy z kierowcą. Czy ktoś w Warszawie tego nie wie?

Naszego króla Ubu do władzy wynieśli zafascynowani jego odmiennością dziennikarze i politycy. Gdy się nim nasycą, zniszczą go i poszukają następnego. Demokracja jest przecież taka nudna...


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4819