Chłodnym okiem

Poświąteczne reminiscencje

Mój ostatni felieton w NGP „PiS się sypie” wywołał wyjątkowo gwałtowne reakcje wśród niektórych z Państwa. Z jednej strony aprobatę i wyrazy zachęty do dalszych tego typu analiz, z drugiej strony głębokie oburzenie - zapewne zagorzałych zwolenników PiS. „Dostało” się mnie, a także innym przedstawicielom mego środowiska. Cóż, przeżyję, a przez święta praktycznie zapomniałem. Sądziłem, że okres poświąteczny wyciszy trochę awantury medialne, ale gdzie tam. Traktat Lizboński zamiast łączyć Polskę z Europą, na dobre dzieli polityków PiS i PO. Obie strony mówią o kompromisie, ale każda na swoich warunkach. Ostatnio "podobał mi się" poseł PiS Karol Karski, notabene kiedyś dość sympatyczny facet jako radny Gminy Centrum, który nie wahał się powiedzieć, że do kompromisu dojdzie, gdy "powietrze zejdzie z Donalda Tuska" i udowodnił, że nie zna języka niemieckiego. Abstrahując od sytuacji, że jemu - jak i innym przedstawicielom jego formacji - przez gardło nie przechodzi słowo "premier" jest to przejaw prawdziwej buty i arogancji.

Z praskich utarczek i przepychanek, zarówno w tej, jak i poprzedniej kadencji wiem, na czym polegają kompromisy a la PiS. Albo będzie po naszemu, albo nie będzie wcale. PO nie pozostaje dłużne i na dziś słyszy się buńczuczne zapowiedzi o głosowaniu nad traktatem we wtorek 1 kwietnia. Ciekawe, kto komu zrobi primaaprilisowy kawał. PO łamiąc część klubu PiS czy też PiS głosując blokiem za traktatem i odtrąbiając swoje zwycięstwo. Jakie? Jeszcze nie wiem, felieton ten bowiem powstaje w piątkowy wieczór 28 marca. Właśnie wróciłem z kolejnego posiedzenia rady społecznej Szpitala Praskiego i spieszę się podzielić najnowszymi oficjalnymi wiadomościami. Bardzo bym chciał napisać, iż rusza wstrzymana kilka tygodni temu inwestycja w praskiej placówce pawilon A-2, co centralne media kilka dni temu nagłośniły. Korzystna opinia Urzędu Zamówień Publicznych w tej sprawie spowodowała, że dyrektor szpitala wezwał wykonawcę robót do kontynuowania prac. Dawałoby to możliwość ukończenia ich zgodnie z zaplanowanym harmonogramem. Mój niepokój, a także całej rady, jednak nie został rozwiany. Burzy go pismo skierowane na moje ręce przez zastępcę dyrektora Biura Polityki Zdrowotnej Pana Kusaka, w którym czytam m.in. "Dyrektor szpitala nie konsultował swej decyzji o wznowieniu robót z BPZ". Pojawia się pytanie, o co tak naprawdę chodzi. Czyżby znów kolejne urażone urzędnicze ambicje? Radzie nie pozostało nic innego, jak tylko w kolejnym stanowisku zażądać podjęcia w tej sprawie konkretnych decyzji przez BPZ i realizacji finansowania inwestycji, która rodzi już zobowiązania na prawie 9 milionów złotych. A tak na marginesie, po co było jeść tę żabę i inwestycję wstrzymywać?

Rzeczywistość wyje jak wiatr za szybami. Na Mazowszu w ubiegłym tygodniu powrót zimy, oby chwilowy, bo drogowców jakby lekko zaskoczyło. Może to powoduje że Pan Premier miał problem spotykania się z Panem Prezydentem lub odwrotnie. Nie mogą "spotkać się" przedstawiciele rządu i związkowcy ze służby zdrowia. Biały szczyt nie okazał się być wielkim hitem. Na taką samą ocenę zasługują działania komisji weryfikacyjnej WSI. Obecna awantura wokół niej to dopiero - moim zdaniem - preludium przed tym, co będzie się działo po 30 czerwca, czyli po ustawowym terminie końca weryfikacji. Trwać będzie jeszcze długo zamieszanie wokół publicznego radia i telewizji. Próba przejęcia tych mediów przez PO to dla zainteresowanych długa droga przez mękę, na której znajdzie się zarówno prezydent jak i Trybunał Konstytucyjny oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński, krzyczący głośno o końcu demokracji. Ten sam prezes, który dwa lata temu jako premier wraz z Samoobroną i LPR dokładnie i doszczętnie wymiótł z tych mediów poprzedników. Wymiana ekip to osobny temat. Może by tak po amerykańsku skatalogować stanowiska i urzędy, które wraz ze zmianą władzy przechodzą w nowe ręce. W USA jest to ponad 4 tysiące stanowisk. W Polsce dymisja premiera wywołuje tylko dymisję ministrów i wojewodów, ale już nie ich zastępców. Tych ostatnich się odwołuje często bardzo długo, bo niektórzy robią się bardzo chorowici. Na innych szefów agencji w randze ministrów i rozmaitych kadencyjnych rzeczników często stosuje się inny patent - zmiana przepisów prawa na użytek bieżący. Tylko po co? Patent amerykański jest dużo prostszy, szybszy w realizacji, nie wywołuje tyle medialnych emocji, a skutek taki sam.

Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
SLD-Lewica i Demokraci
6662