Prosto z mostu
�wi�ta w mie�cie Na obrazach Jana Vermeera Delft jest pochmurno-s�oneczne, w oknach kamienic migaj� dziewcz�ta czytaj�ce listy i stateczne matrony w bia�ych chustkach, a bufiastor�kawi kupcy odmierzaj� z�oto. Dla mnie Delft na zawsze pozostanie miejscem, w kt�rym dwadzie�cia lat temu po raz pierwszy zobaczy�em, jak mo�e wygl�da� �wi�towanie Bo�ego Narodzenia na ulicach miasta. Przybysz z obcego, szarego �wiata, patrzy�em z zachwytem na �wietli�cie kolorowe choinki stoj�ce na mrozie i na migaj�ce wystawy sklepowe, pe�ne przewi�zanych z�otymi wst��kami pude�. Sz�stego grudnia, w dzie� Sintaklaas, na dachach szesnastowiecznych kamienic pojawili si� t�umnie �wi�ci Miko�ajowie i z wielkich work�w zacz�li rozrzuca� w d� przechodniom cukierki. Gdy to wspominam, u�wiadamiam sobie, jak d�ug� drog� przeszli�my w Polsce przez te dwadzie�cia lat. Grudniowa Warszawa z roku na roku coraz bardziej pi�knieje - w �wiat�ach po zmroku jest to zreszt� znacznie �atwiejsze ni� za dnia (to jedyna z�o�liwo�� w tym tek�cie). W tym roku pod�wietlono rekordow� liczb� budynk�w. O�wietlony �wi�tecznie Trakt Kr�lewski wygl�da jak tunel w torcie bezowym. Na Placu Zamkowym stoi wspania�a czerwono-na-przemian-b��kitna choinka. Wr�cili�my na dobre do �wiata, kt�ry w radosnym zamieszaniu zakup�w wyczekuje �wi�t Bo�ego Narodzenia, gdy w miastach na ulicach pojawiaj� si� czerwone chodniki i stragany ze �wi�tecznymi ozdobami, a sklepy mimo przyt�aczaj�cej komercji staj� si� jakie� uroczyste. Dzie� Bo�ego Narodzenia w grudniu, w kt�rym ogl�da�em Miko�aje w Delft, sp�dzi�em ju� w kraju. Zawsze wraca�em do polskiej choinki i polskiego, kiedy� bardzo skromnego, wigilijnego sto�u. Raz tylko by�o inaczej. Kilkana�cie lat temu w Wigili� znalaz�em si� u przyjaci� w Genewie. By�o prawie jak w Polsce, a przed p�noc� poszed�em na pasterk� do ko�cio�a. Jedynego ko�cio�a w Genewie, w kt�rym j� odprawiano, gdy� obyczaj to w Szwajcarii nieznany. W wielkiej, nieogrzewanej nawie zgromadzi�a si� grupka Polak�w. W p�mroku kto� gra� kol�dy na przyniesionym syntezatorze. Mija�y minuty i kwadranse. O godzinie pierwszej dowiedzieli�my si�, �e polski ksi�dz nie mo�e do nas dojecha� z Fryburga, gdy� na g�rskiej drodze zatrzyma�y go zaspy. Od�nie�onymi miejskimi ulicami wr�cili�my do ciep�ych, zasobnych dom�w, w kt�rych czego� nam by�o brak. �ycz� wszystkim czytelnikom takiej jednej wigilii, kt�ra jest naprawd� oczekiwaniem, kt�ra budzi wzruszenie i refleksj�. I t�sknot� za Polsk�. �ycz� �wi�t, w kt�rych niczego nie b�dzie nam brakowa�o - w�r�d rodzin i przyjaci�. |