Czy Praga może się podobać ?
Praga w oczach cudzoziemca


Wizytówką Warszawy, chętnie pokazywaną zagranicznym turystom zawsze było Stare Miasto, Trakt Królewski, Łazienki czy Wilanów. Nikt jakoś nie pomyślał, że obcokrajowiec może być zainteresowany Pragą. W opinii Warszawiaków, Praga ze swoimi odrębnymi zwyczajami, własnym przekrojem społecznym, własną historią i indywidualnym wyglądem, zajmuje miejsce szczególne. Z jednej strony uważana za brzydką i gorszą dzielnicę, z drugiej - budzi jednak zaciekawienie. A w oczach cudzoziemca ? Co może być ciekawego i godnego zobaczenia na Pradze dla mieszkańca pięknego Paryża ? A jednak może ! Pracuję w Ośrodku Kultury Francuskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Od ponad roku w placówce tej zatrudniona jest jako koordynatorka kontaktów między naszym Uniwersytetem a Wyższą Szkołą Nauk Społecznych w Paryżu, wykładowca tej uczelni, socjolog Morgane Labbe.

Okazuje się, że od dawna chciała zobaczyć Pragę. Słyszała, że jest to dzielnica autentyczna, nie zniszczona w czasie wojny i żyjąca własnym życiem. Ułożyłam więc trasę, która wydała mi się interesująca i w pewną grudniową, niestety deszczową sobotę wyruszyłyśmy na Pragę. Proponuję Państwu niezobowiązującą, luźną relację z tej wyprawy, z której może dowiemy się, jak nas i naszą dzielnicę widzą inni ? A więc - zapraszam na "Tour de Praga"!

Nasz spacer rozpoczęłyśmy na Rondzie Waszyngtona. Z daleka pokazałam mojemu gościowi Stadion X - lecia, woląc nie zagłębiać się w kłębowisko sprzedających i kupujących. Okazuje się, że Francuzi słyszeli o największym w Europie "rosyjskim bazarze". Zrezygnowałyśmy jednak tym razem z zakupów i skierowałyśmy się do Parku Skaryszewskiego. Szeroką aleją doszłyśmy do Jeziorka Kamionkowskiego, a stamtąd, ulicą Zamoyskiego, do Zakładów Wedla. Nie omieszkałyśmy wstąpić do sklepu firmowego, gdzie moja znajoma zaopatrzyła się w słodkie upominki dla rodziny i przyjaciół we Francji. Minęłyśmy Teatr Powszechny i stanęłyśmy u wylotu głównej praskiej arterii - ulicy Targowej.

Przed nami rozciągał się szpaler szarych, majestatycznych kamienic, z których każda zapraszała do środka, mamiąc otwartą, tajemnicza bramą. Te bramy bardzo ciekawiły mojego gościa. Zajrzałyśmy w bramę pod numerem 44. Znalazłyśmy się na podwórku, w głębi którego widać było drugie podwórko, za nim następne, a dalej jeszcze jedno. Dookoła domy niewysokie, pośrodku figura Matki Boskiej. Te święte figury i kapliczki, tak charakterystyczne dla praskich podwórek, nie dla wszystkich są rzeczą zwyczajną i swojską. Morgane myślała, że wszystkie one zostały ustawione w czasie II wojny światowej. Innym rysem charakterystycznym ulicy Targowej były grupki dżentelmenów stojących w bramach i przyglądających się nam z zaciekawieniem, jak fotografujemy ich domy.

Idąc dalej Targową doszłyśmy do numeru 52. Oto najstarszy budynek na Pradze. Żydowski dom modlitwy był zamknięty, ale Morgane z zainteresowaniem przyglądała się zewnętrznej drewnianej galeryjce prowadzącej na pierwsze piętro niewysokiej kamieniczki. Weszłyśmy na klatkę schodową. Drewniane, stare schody, odpadająca farba olejna na ścianach, ślady dawnej świetności. Teraz królują tu koty.

Tuż obok tętni życiem bazar Różyckiego, choć przecież to już nie to samo, co powiedzmy 20 lat temu. Ale i tak można tu kupić wszystko. Morgane spojrzała z niedowierzaniem na niesamowity, ciemno-fioletowy, soczysty kolor zimowych kurtek i na wiszące obok strojne suknie ślubne. Ciekawa była też, co, niewątpliwie do jedzenia, oferuje puszysta jejmość, opasana lekko przybrudzonym fartuchem. Kiedy wytłumaczyłam, że to flaki, już więcej nie pytała.

Znów wyszłyśmy na Targową, aby po paru metrach skręcić w Ząbkowską i zobaczyć fragmenty praskiego bruku, a następnie przejściem podziemnym przeszłyśmy na drugą stronę i ulicą Okrzei dotarłyśmy do Komory Rzecznej, XIX-wiecznej budowli w stylu klasycystycznym. Stąd ulicą Kłopotowskiego blisko już było na Jagiellońską 28, do domu wychowawczego gminy żydowskiej, im. Michała Bergsona, w którym obecnie mieści się teatr Baj. Ten dom bardzo zainteresował Morgane, ponieważ Michał Bergson był stryjecznym bratem francuskiego filozofa Henri Bergsona, jak również z powodu mieszczącego się tam teatru. We Francji teatr lalek czy marionetek ma bogatą tradycję, że wspomnę tu tylko słynnego Guignola, i na jego spektakle chodzą nie tylko dzieci. Tego dnia Baj wystawiał sztukę dla najmłodszej widowni, "O Janku Wędrowniczku", ale obiecałyśmy sobie jeszcze tu wrócić.

Ulicą Jagiellońską skierowałyśmy się w stronę Alei Solidarności. Mijając zasłużone Liceum Władysława IV doszłyśmy do cerkwi pod wezwaniem Marii Magdaleny. Otwarta była tylko dolna świątynia w podziemiach. Zeszłyśmy tam i z gwarnego skrzyżowania ulic znalazłyśmy się jakby w świecie nierzeczywistym. Zapaliłyśmy świeczki pod kopią niezwykłego obrazu Matki Boskiej Iwerskiej z góry Athos i wysłuchałyśmy kilku opowiadań kościelnego. Jak wytłumaczyć francuskiemu gościowi, że ta cerkiew jest jednym z dowodów "wschodniego" charakteru Pragi ? Jak wytłumaczyć fenomen tej cerkwi, jeżeli u nas wszystko związane jest z naszą tragiczna historią ? Pod koniec XIX wieku było w Warszawie i jej okolicach 30 cerkwi. Po odzyskaniu niepodległości większość została zburzona, jako symbol znienawidzonego zaborcy. Ta pozostała. Co więcej, groźny pożar, który wybuchł w cerkwi w styczniu 1945 roku gasili wszyscy, niezależnie od wyznania i sympatii politycznych. Bo cerkiew stała się już symbolem Pragi, a Warszawiacy kochają swoje symbole.

Po wyjściu z cerkwi przeszłyśmy obok pomnika Braterstwa Broni, na który mój gość nie zwrócił specjalnej uwagi. Skierowałyśmy się więc na ulicę Wileńską, gdzie w restauracji "Wileńska 9" czekały na nas wyborne praskie pyzy. Następnie właściciel restauracji, Ryszard Rytel zaprowadził nas na ulicę Inżynierską 3, aby pokazać nam słynny już Warszawski Brooklin.

Stary, ogromny budynek magazynu "A. Wróblewski. S-ka akc." upodobali sobie artyści. Wyremontowali i zaadaptowali wspaniałe wnętrza. Jest tu w tej chwili 14 pracowni malarzy, rzeźbiarzy, fotografików. Po swoim atelier oprowadzał nas, mówiący doskonale po francusku, artysta fotografik Andrzej Łojko, szef firmy "Fodatex". Jego pracownia ma 300 m kwadratowych powierzchni i drewniane podłogi. Jest wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt do obróbki komputerowej zdjęć. Właściciel podkreślał, że świetnie się mu tam pracuje, nie czując zupełnie zmęczenia.

Ta dobra atmosfera udzieliła się Morgane. Była naprawdę zachwycona tym, co widziała. Już teraz snuje plany, kogo ze swoich znajomych z Francji przyprowadzi na Pragę. Mówiła, że fascynują ją nie rzeczy upiększone na pokaz, lecz autentyczne, te wszystkie dziwne zakamarki, miejsca nie tknięte, podwórka, bramy, które przechowują pamięć. Jako socjologa interesują ją nie tylko zabytki, lecz raczej klimat danej dzielnicy, który przecież tworzą ludzie. A Praga, w odróżnieniu od innych dzielnic posiada swój specyficzny klimat.

Praga może być atrakcyjna. Wiemy, jak wiele stereotypów wokół niej narosło i jak bardzo są one krzywdzące. Może czas te stereotypy zmienić, przełamać schematy. Warto ocalić i zachować to, co autentyczne, ale nie można ciągle kojarzyć Pragi z estetyką wiecznego zaniedbania. Dobrze byłoby, aby Praga czysta i odrestaurowana pozostała Pragą.

Joanna Kiwilszo




hdfhdf dfhdfh hdfhdf dfhdfh dfhdfh
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej


9998